Od 2017 roku jest zastępcą redaktor naczelnej Łódzkiej Gazety Społecznej "Miasto Ł".
Pracuje w Centrum Muzeologicznym Muzeum Sztuki w Łodzi.
"Aleja Włókniarek" to reportaż o pracy włókniarek łódzkich ale nie tylko łódzkich.
Poleciła mi książkę moja córka.
Zabrałam się szybko za lekturę bo temat łódzkich włókniarek jest mi szczególnie bliski.
Moja mama była tkaczką w Marchlewskim/Poltexie, a ja mimochodem uczestniczyłam w niektórych historycznych już dziś wydarzeniach.
Łódzka ulica Aleja Włókniarzy wcześniej nosiła nazwę Towarowej i była wtedy i dziś jedną z głównych arterii miasta.
Czemu jak pisze autorka nie nazwano ulicy Aleją Włókniarek tylko Aleją Włókniarzy, gdzie w zakładach włókienniczych czyt. w przemyśle "lekkim" pracowało znacznie więcej włókniarek a nie włókniarzy nie wiadomo do dziś - dla mnie kolejny kaprys ówcześnie rządzących w Łodzi.
Aby dać zadość uczynienie kobietom pracującym z przemyśle włókienniczym w obecnej Manufakturze, tuż obok budynku tkalni w której pracowała moja mama, 17 października 2017 roku odsłonięto Rynek Włókniarek Łódzkich i wywieszono 10 czy 12 portretów zasłużonych włókniarek.
Trochę to niesprawiedliwe bo "bohaterek" było całe mnóstwo, wszak w latach świetności w Marchlewskim np. pracowało 32 tysiące ludzi - ja wtedy stałam na portierni i czekałam aż mama opuści fabrykę.
Zacznijmy od początku: Kobiety a właściwie dziewczynki szły do pracy jak miały po 16 - 17 lat.
Czasami fałszowały dokumenty aby dostać pracę a były jeszcze za młode.
Chciały zarabiać na chleb i tak na przełomie dziejów pracowały, walczyły, strajkowały a potem dorobiły się żylaków, bólów kręgosłupa, zwyrodnień stawów i głodowych emerytur.
Pracowały jak "koń w kieracie" łącząc dom, rodzinę, dzieci w jedno spójne życie, pracowały na 3 zmiany.
Czy wyobrażacie sobie że za czasów Scheiblera czy Poznańskiego prawo pierwszej nocy miał kierownik? czy majster? jeśli dziewczyna nie sprawdziła się nie przyjmowano jej do pracy.
Dostawały ją tylko te, które "się nadawały".
Jeszcze jeden ważny szczegół: to włókniarki właśnie w 1971 roku wywalczyły cofnięcie drastycznych podwyżek artykułów codziennego użytku przed świętami Bożego Narodzenia w 1970.
Jak czytałam raport ze strajku, który trwał do lutego to skóra mi cierpła na plecach.
Teraz nie mieści się to w naszych głowach, kiedyś było normą.
Marta Madejska chodziła, szperała, rozmawiała z włókniarkami, których jeszcze sporo mieszka i żyje w Łodzi.
Dzięki temu powstała ta bardzo ciekawa pozycja jakim jest "Aleja Włókniarek".
I tak opowieść o "fabrycznych dziewczynach" zajęła mnie bez reszty, bo bez nich nie byłoby wielkich fortun, okazałych łódzkich pałaców, które teraz możemy w Łodzi podziwiać.
Przytoczę teraz kilka wypisów z książki, które dają obraz temu co działo się wśród włókniarek, jak wyglądało ich życie.
Czy coś to wam nie przypomina?
W Królestwie Polskim kobieta wychodząca za mąż traciła szereg praw cywilnych.....Mężatka nie miała prawa mieszkać w innym miejscu niż jej małżonek, kobieta niezamężna nie mogła dochodzić uznania ojcostwa w imieniu swojego, nieślubnego dziecka.....Prawa te w większości obowiązywały jeszcze w pierwszych latach XX wieku...Na początku lat trzydziestych XX wieku pewien reportażysta wszedł na halę produkcyjną i potem to opisał:
Huk, huk, bez przerwy, diabelski, piekielny...Ani sekundy spoczynku, wytchnienia! Łomotanie pulsu w skroniach i posmak gorączki na wargach. I bawełna, wszędzie bawełna!Fragment o tym jak prały i gotowały kobiety na początku XX wieku:
A zalewajka to krajane ziemniaki, zalane zakwasem z mąki żytniej, przesmażona cebula, suszony grzyb, jeśli był. Może jeszcze czosnek i majeranek. To zupa chłopskiej biedoty i długiego przednówka.Wiejskie migrantki przywiozły ją prawdopodobnie z okolic Radomska.Podczas strajku w 1971 roku podczas przemówienia do Towarzysza Jaroszewicza jedna z pracownic mówiła:
Wezmę 100 zł do rzeźnika, kupię pół kilo mięsa, kaszanki i pieniędzy nie ma....Kiedy już nie mam sił idę do naszego lekarza, ale tam wcześniej dzwonił kierownik, żeby nie dać mi zwolnienia, bo nie ma kto obsługiwać maszyn.Jeszcze o Marszu głodowym w 1981 roku:
W czwartkowe popołudnie 30 lipca 1981 roku plac Wolności wyglądał jak wybrukowany głowami. To była finalna stacja dwudziestotysięcznego "marszu głodowego", który przeszedł Piotrkowską....liczba ludzi mogła dochodzić do kilkudziesięciu tysięcy głów dorosłych i główek dziecięcych.To była wzruszająca lektura i dziękuję za to że nie ma już przemysłu "lekkiego" w Łodzi a kobiety traktowane są tak jak na to zasługują: z szacunkiem i empatią dla drugiego człowieka.
Dziękuję autorce za wspaniałe przeżycia.
Tytuł: Aleja Włókniarek
Autor: Marta Madejska
Wydawnictwo: Czarne
Wydanie I Wołowiec 2018
stron: 360
0 komentarze
Prześlij komentarz
Miło że mnie odwiedziłeś....zostaw po sobie ślad.
Anonimie-podaj swoje imię.
Jeśli podoba Ci się mój blog to proszę dodaj go do obserwowanych.
Dziękuję i zapraszam ponownie.